Sześć tygodni, czyli cale lata świetlne, temu, leżałam na niewygodnym szpitalnym łóżku niepewna, czy dam radę dojść do toalety. A nie lada to wyczyn, gdy toaleta jest na końcu korytarza. Zmęczona, pełna bólu i szczęścia patrzyłam na 3750g Nowego Obywatela, mojego Żelka, mojego Niedźwiadka. Mojego synka! Urodził się bardzo szybko. Nie bacząc na nic przepychał się przez kanał rodny. Skurcze? Co go skurcze obchodziły? Skurcz, nie skurcz - pchał się na świat. I oto jest! Jedyny w swoim rodzaju, niepowtarzalny. Doskonały. Idealny.
I oto w jednej chwili, z matki dwójki przedszkolaków, stałam się matką trójki, w tym noworodka. Wiadomo, gdy rodzi się dziecko wszystko staje na głowie. Rodzice muszą dostosować się do nowej sytuacji, młode musi się dostosować do nowej sytuacji. Uczą się siebie nawzajem. W naszej rodzinie świat zawirował także Chłopcu i Dziewczynce. Przyjęli oni Najmłodszego z szeroko otwartymi ramionami. Jak nikt pilnują, by mu niczego nie zabrakło, byśmy dbali o niego jak najlepiej. tylko z zachowaniem ciszy nocnej lub okołodzemkowej mają spory kłopot.
Sześć tygodni.
Na tyle długo, żebyśmy zaczęli powoli odnajdywać się w nowej sytuacji.
Na tyle krótko, żebyśmy z czystym sumieniem mogli powiedzieć, że nie ogarniamy.
Na tyle długo, żebyśmy mieli pewność, że nie możemy bez siebie żyć.
Na tyle krótko, że wciąż nie możemy się sobą nacieszyć.
Dziś po łóżku fika mały smoczek. Jeszcze niewiele potrafi, przecież nie chodzi, nie mówi, sika w pieluchę. Ale uśmiecha się najpromienniejszym uśmiechem na świeci, przeciąga się rozkosznie, rozpycha nóżkami zajmując jak największą powierzchnię łóżka. Gdy przywędrują tu jeszcze dwa smoki dla rodziców brakuje miejsca ;)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Będzie mi miło, jeśli zostawisz kilka słów od siebie :)