poniedziałek, 23 stycznia 2017

Sami...

Wszystko co dobre, szybko się kończy. Dziś po prawie trzymiesięcznej labie Ojciec moich dzieci poszedł do pracy. Nie do byle jakiej, bo do NOWEJ pracy. Uczy się. My też. Uczymy się spędzić razem dzień i nie zwariować. No może po prostu przeżyć. Co się robi, kiedy się ma w domu trójkę Smoków i nie ma możliwości zamknięcia się w toalecie...?


Wiadomo, że ten dzień musiał nadejść. Ubrał się i poszedł do pracy. Jak każdy normalny człowiek. Jak na ojca rodziny przystało. Poszedł zarabiać gruby hajs, cobyśmy mieli za co sofę do salonu kupić. I remont skończyć. No i żyć. Normalne. No więc poszedł. Przezorny, drzwi na klucz zamknął, żebyśmy go nie gonili i nóg się nie czepiali.
Zostaliśmy sami. W czwórkę. Oni mają zdecydowaną przewagę liczebną - trzech na jedną. Od rana szło nieźle - Najmłodszy spał, więc ogarnęliśmy ubieranie się i przymiarkę do śniadania. Nakarmiłam Najmłodszego i nawet wypiłam ciepłą kawę. Ponieważ koło jedenastej starsze Smoki zaczęły wykazywać tendencje destrukcyjne, rzuciłam w nich suchym prowiantem i wycofałam się na z góry upatrzoną pozycję w sypialni. Na szczęście byłam uzbrojona w czekoladę, więc udało mi się odeprzeć kolejny atak. 
Uffff dożyliśmy do pory obiadowej, w ruch poszły bajki i nawet udało się coś naprędce przygotować. Ba! Nawet udało się zjeść! To znaczy im się udało, bo mi już nie. Tak dobrze to nie ma, co to to nie.
Jeszcze dwie godziny, jeszcze półtorej, jeszcze godzina, jak ten czas się wlecze. Dziewczynka nie chce, żebym ćwiczyła na niej wiązanie chusty, Chłopiec stwierdza, że poskacze po Dziewczynce, Żelek guga. Matka nie ma już czekolady, żeby nią rzucić w Smoki.
Jeszcze pięćdziesiąt minut, czterdzieści, pół godziny. Dziewczynka rozlewa herbatę na pół pokoju (dobrze, że pokój mały), Chłopiec nadal chce skakać po Dziewczynce, Żelek guga, już mocno wnerwiony brakiem kupy. Matka idzie wsadzić głowę do pralki.
Jeszcze dwadzieścia minut. Jeszcze dziesięć. O! Domofon obwieszcza, że Ojciec nadciąga z odsieczą! Wchodzi! A oni nic sobie z tego nie robią. Szaleją jak zwykle. Skaczą. Psocą. Rozrzucają książki. Straszaki budzą Najmłodszego. Nic się nie zmieniło, nic się nie stało. Zwykły dzień.

Na jutro muszę zdobyć więcej czekolady. Będę ją podjadać po kryjomu ;)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Będzie mi miło, jeśli zostawisz kilka słów od siebie :)