piątek, 10 kwietnia 2015

Syfu naszego codziennego

Przechodzę nad nim codziennie. A może już przeszłam do porządku dziennego, jeśli w ogóle można mówić o jakiejkolwiek porządku. Okruszki od chleba, słomki, przez które dzieci dmuchały, zabawki, skarpetki, kredki, zgniecione chusteczki, z których robiły kulki i wpychały do pustej butelki po wodzie. Która, swoją drogą, też się gdzieś tu wala. Klocki, piżamy, koszulki (bo przebierały się w biegu w rzeczy do malowania). Wizytówki z dziecięcych portfelików... Syf jest wszechobecny i nieodgadniony. Syf JEST! Syf się rozprzestrzenia! Syfu nie można powstrzymać! Dopóki rano nie wypiję kawy, nawet nieszczególnie mi przeszkadza.
Moje dzieci są jak tornado. Robienie syfu mają opanowane do perfekcji. Syf je cieszy! Syf je uczy! Syf jest dobry! Syf jest fajny! One POTRZEBUJĄ syfu! Syfu naszego codziennego!

2 komentarze:

  1. Gdy w moim życiu był tylko mąż w mieszkaniu miałam sterylny porządek. Gdy pojawiło się dziecko porządek nadal jest, ale mniej sterylny. Na więcej bałaganu sobie pozwalam. Mój, a właściwie bałagan mojego dziecka jest bardziej "plastyczny" tzn. dopasowuje go do ogólnego wystroju mieszkania :) Oczywiście tzw. "syf" dziecku jest potrzebny, ale nie nazwałabym go syfem lecz kreatywnością w zabawie. Może i mojemu dziecku syf jest potrzebny ale mi absolutnie NIE ! :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Ależ to kreatywny syf u nas jest :) Kreatywny, ale syf ;) jak było nas mniej, to i syf był mniejszy. ale teraz, gdy szaleją dwa tornada, kreatywność Chłopca i Dziewczynki wymyka się trochę spod kontroli ;)

    OdpowiedzUsuń

Będzie mi miło, jeśli zostawisz kilka słów od siebie :)